wtorek, 12 lutego 2008

***

Wyrzucam śmieci
poprawiam wyświechtane krzesła
dookoła stołów poplamionych
Pociągnięciem wilgotnej szmaty
pozbywam się z lustrzanych blatów
resztek kurzu i odcisków obecności ludzkiej
Na koniec gaszę światła lamp
niosących wrażenie złudnego nastroju
Następuje ciemność czyli stan
jaki zawsze powinien panować w tym miejscu
Wreszcie nadchodzi upragniona chwila
zamknięcia drzwi
Nawet pyłu z butów moich
nie chcę pozostawić przed wejściem
do tego przybytku
Uznając to za osobiste marnotrawstwo
Wychodzę

2 komentarze:

  1. Czyżby niekochane miejsce pracy????????????

    OdpowiedzUsuń
  2. To się nazywa kobieca intuicja!!!!!!
    Doskonała interpretacja!!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń