poniedziałek, 11 maja 2009

Samogon smrodu i wewnętrznego zepsucia

Śniłem o koszu pełnym owoców przesiąkniętych cierpkim zapachem zgnilizny, stanowiącej meszkowaty osad niechlujstwa, wynikający z nieprawidłowego obcowania z rajskimi obiektami rozkoszy. Odór był tak silny, iż zacząłem odczuwać dosyć intensywne dławienie przez sen. Jako, że znajdowałem się w pozycji siedzącej lekko pochylonej, wypływające z moich spękanych ust stróżki śliny, opadały wprost na moje bezwładne ręce. Powieki drgały w szaleńczej samoobronie przed intensywnością smrodu i pełzającego w obślizłym tańcu robactwa, przeszłych doświadczeń z zakresu kreowania fałszywego obrazu świata, otulonego pancerzem zrozumienia i moralnej przyzwoitości. Wraz z nozdrzami targanymi przez spazmatyczne skurcze, jawiły się niczym samozwańczy duet wystawiający swoje zmysły na próbę przyszłych dni. I tylko dzięki Twoim kosmykom jasnych włosów, łaskoczących delikatnie moje zroszone potem czoło, byłem w stanie na nowo otworzyć oczy. Strząsając jednocześnie pleśń, która wykorzystując te kilka minut nieświadomości zdążyła pokryć znaczną już część mojego ciała, stanąłem ponownie na nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz