czwartek, 3 września 2009

Trochę dekadenckiej nostalgii w muzycznej otoczce


Ostatnio chodzą mi już nie tylko w uszach, ale także po głowie, dwie płyty, których muzyka zabiera moją świadomość na pogranicze jawy ze snem. W tereny, gdzie wyobraźnia przy zamkniętych oczach dociera do pewnego stopnia abstraktu, poza którym nie ma już nic, z wyjątkiem próżni nasyconej przezroczystymi dźwiękami. Przy otwartych zaś oczach, atmosfera gęstnieje do tego stopnia, iż czuję się dosłownie wchłaniany (niczym woda w ziemię) przez wszystko co aktualnie znajduje się w zasięgu mojej obserwacji. Zlewam się w jedną całość z obiektami, nad którymi snuję pod wpływem tej muzyki refleksję.
A to wszystko za sprawą:
  • A Challenge Of Honour "No Way Out" z 2008 roku, będącą swobodną podróżą po krainie melodii z pogranicza Joy Division i Cocteau Twins. Całość osnuta neofolkową atmosferą.
  • Scott Walker "The Drift" z 2006 roku. Gęsta mgła prosto z wytwórni 4AD. Trudny do jednoznacznego zdefiniowania geniusz twórczy 63 letniego wówczas artysty. Przygniatająca pseudo opera z monotonnym brzmieniem i przejmującym głosem. Atmosfera mroku, zwątpienia, lęku, dłużyzny i rozpaczy. Nie dla wszystkich, jednakże warte posłuchania, zwłaszcza w samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz