sobota, 27 lutego 2010

Lekkość


Żołądkowa zapijana pod subiektywne dyktando mrocznym Guinnessem. Z lewego, trochę zawodzącego głośnika sączy się nie dość pokrzepiający "Wykaz" Janusza Reichela. Ogólny zamęt, codzienny chaos i całodobowy zgiełk miasta, przybrał na powrót tradycyjną postawę stagnacji, słodkiej rutyny wykonywanych czynności i wewnętrznego wyciszenia. Pośród tego wszystkiego dominuję Ja - jako przewodnie źródło wszystkiego, co znajduje się w zasięgu mojego doświadczania.
Samobójstwem wydaje się być stosowanie w ramach zagryzki słoika marynowanych główek czosnku. Świadomość tej decyzji odpokutuję w późniejszym katharsis. Statyczność kojącego gibotania się po obwodzie ruchomego krzesła, zakupionego gdzieś w podrzędnym lumpeksie artykułów codziennego użytku przy zapuszczonej brudem stacji metra, rytmicznie zlewa się z lepkością nut wypływających z czarnych skrzynek, symetrycznie rozmieszczonych po dostępnej przestrzeni pokoju. Z przymkniętymi oczami po raz kolejny oddaję się pod władanie czasu... zamyślenia... zapomnienia...

21 komentarzy:

  1. zapomnienie z oddechem czosnku, słodką wódką, ciemnym piwem... dobrego niedzielnego ranka życzę:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowicie zdaję sobie sprawę z powziętego ryzyka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. to nie ryzyko - to sobota:)))) a potem...
    ja,jak często:) ZWYKLE, wino:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuu... to nie ryzyko - to kamikaze :-). Czy w Londynie jest sok z kiszonych ogórków?
    Guinness bue :-). Ja musiałabym robić odwrotnie: zapijać go żołądkówką. Dobrze, że mam w barku whisky i wino...
    Ale taka kontemplacja pod konsumpcję to miła rzecz... dryfowanie z zamkniętymi oczami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Te smakuje najlepiej !!! Skryci winopijcy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę Isle, że w kwestii trunków rozumiemy się bez słów. A kamikadze, no cóż świadome poświęcenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. takie zapomnienie, to tylko chwilowe... ja tam ciągle robię sobie operacje na otwartym mózgu i nie mija... a może powinnam pamiętać!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko rozchodzi się o chwilę, bo jeżeli nie ona, to cóż wtedy pamiętać? Zapomnienie... ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz rację, chwilami będę się rzucała w zapomnienie, cała reszta będzie magią :)

    OdpowiedzUsuń
  10. a tak w ogóle to ja do świąt przecież nie piję, hehe

    zapomniałam :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja to bym tak chciał trwać cały czas w zapomnieniu, bez względu na adwent. Nieustanna magia zapomnienia... Margo :):):)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czosnek, czosnkiem, ale czuję już jak powoli ogarnia mnie kunderowaska nieznośna lekkość bytu... jak na razie wciąż trwam...

    OdpowiedzUsuń
  13. Razem z całym arsenałem zapomnienia, zbliżam się do finiszu. Jeszcze tylko chwilowe wsparcie 10-cio letnim singlem i goń (po pijaku) nieboskłon... Tocząc supły na nogach ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Raz na jakiś czas myślę, że warto Szeptaku.

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiecham się do tego posta.
    Trwając w zadziwieniu
    że można tak mieszać
    i przeżyć :)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Żyję !!! Ale co to za życie, skoro jutro poniedziałek i znowu trzeba iść do pracy ?! ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. hihi, i kto tu pisze o katharsis ?

    niezłe odreagowanie po ciężkim tygodniu :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, to prawda. Istotną rzeczą jest to jak rozumiemy to słowo. W swoim ostatnim komentarzu Twojego utworu, dałem się ponieść powiewowi swoich subiektywnych odczuć. Niestety nie zawsze celnych. Ech, życie...

    OdpowiedzUsuń