piątek, 16 kwietnia 2010

Niemrawka

Dzisiaj w drodze do domu jak zwykle po zmarnowanym dniu w pracy, poczułem jak opuścił mnie duch życia i chęci. Pozostało jedynie ciało, martwo wbite w jeden z wielu fotelików wagonu metra. Bezowocnie, bez jakiejkolwiek empatii wpatrujace się przed siebie. Zamiast kształtów, widzę pustkę i miliardy rozdrobnionych atomów stanowiących niegdyś molekuły całościowych przedmiotów. Pozbawiony wszelkiego ruchu, najmniejszego drżenia powiek z pustym echem pulsu obu rąk spoczywających z wyprostowanymi palcami na wygiętych nogach, tkwię niemrawo w swoim miejscu. Nagle mimowolnie, wręcz bezwarunkowo morze łez napływa do szeroko rozwartych oczu. Z czasem z braku odpowiedniej reakcji, jednostajnie zaczynają spływać po zastygniętych w bezruchu policzkach. Wokół nic nie znacząca cisza umysłu, wypełniona z zewnątrz echem strzępów najróżniejszych dialogów płynących z ust pasażerów. I ta pieprzona pustka w sercu, zagłuszana jak na złość co kilka sekund jego przerywanym biciem. Przebudzony z wisielczego amoku, głosem megafonu zapowiadającego ostatnią stację, przecieram mimochodem ścieżki wyżłobione przez wyschnięte już łzy. Wstaję, ślepo udając się do wyjścia. To jeszcze nie mój przystanek ...

14 komentarzy:

  1. Coś niedobrego wisi w powietrzu. Skąd się bierze to przygnębienie? Okropny jest ten kryzys, brak motywacji. Czasami czuję to samo. Pozdrawiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może to zmęczenie?
    Wiesz, ilekroć zaglądam na Twojego bloga uśmiecham się patrząc na tego chłopca z fotografii:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten obraz wiele mówi, ale jeszcze więcej pozostawia za kotarą milczenia, bo rzeczywistość potrafi bez słowa miażdzyć człowieka. Całokształt rozpaczy często wierci dziury w głowach bez słowa.
    Nigdy nie zapomnę codziennych, porannych "stacji bolesnych" w metrze w Pradze, na linii: Nádraží Holešovice - Florenc - Černý Most. Pół godziny depresji, gdy miało się wrażenie, że wypełznięcie z wagonu na powierzchnię jest jeszcze gorsze, niż monotonny stukot kół... Ohyda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się już nie zdarzają takie stany... Przydarza się smutek, małe przygnębienie, wtedy zbieram się na spacer, w jedną stronę zakładam słuchawki na uszy i idę przed siebie, byle gdzie, raz w las, raz na miasto, nie stronię od ludzi. W drodze powrotnej nie słucham już niczego, wtedy panuje cisza po tych szarpidrutach słuchanych, wtedy staram się usłyszeć coś dla mnie, strzępki rozmów ulicznych, śmiech dziecka, szelest liści, strzelanie patyków pod butami, dostrzegam siebie w kałuży, promienie słońca zza chmur, nabieram powietrza... życie jest do dupy, tyle, że ja żyję, mogę coś zmienić?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech... Na naszych oczach dzieją się rzeczy niewyobrażalne...
    Mozaika świata się rozpada...

    OdpowiedzUsuń
  6. Filozof w metrze :-)
    A swoją drogą podróż podziemnymi wagonikami sprzyja zapadaniu się w swoją bańkę (poza)świadomości...

    No, tyłek do góry i do przodu! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kopaczu :) może zmień pracę? Może jakiś sport pouprawiaj? Ruch daje radość :) nowa praca może da satysfakcje? :)

    Och.. .gdybym mogła wkleiłabym Ci tutaj słońce... :)

    Trzymaj się dzielnie!! Wyjście na nie swoim przystanku też bywa dobrym przypadkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wczorajszy dzień miał w sobie dużą dawkę zmęczenia, zniechęcania i żalu, który spływał łzami nie tylko w metrze, ale i w samochodzie zakleszczonym w ulicznym korku...
    Uściski :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuje za wasze refleksje. Każdy miewa zapewne "dziwne dni" w których czujemy się całkowicie wyssani ze wszelkiej woli chcenia.

    Mała Mi: Ta koncepcja to nie na długą metę. Zazwyczaj zachwyt nie trwa więcej niż trzy miesiące. Potem już tylko stagnacja, rutyna, powtarzalność zadań i twarzy.

    Pozdrawiam wszystkich :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na pocieszenie powiem ci, że skoro możesz płakać, znaczy że wciąż jeszcze posiadasz zdolność odczuwania. W dzisiejszych czasach jakby o to trudno tak bez okazji, prywatnie, na własny użytek.

    OdpowiedzUsuń
  11. ech, spraw sobie czerwone spodnie, podkreślisz wydrążone i może uśmiech i przewrotna myśl powróci, to bardzo energetyczny zabieg :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawdą jest, że bardzo szybko ulegam wzruszeniu. O łzy więc nietrudno :)

    A miałem czerwone spodnie w okresie punkowego szaleństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Pracuję już ponad 4 lata :) i jest ok :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja ponad pięć i musi być OK, choć ilekroć tam idę jestem bliski pawia. Gdzie ta motywacja ... ;)

    OdpowiedzUsuń