czwartek, 7 lipca 2011

Włóczykij okazjonalny

Zagryźć wargi, byle nie do krwi, gdyż nie ma potrzeby. Zakasać rękawy starej koszuli. Zacisnąć rękę na kiju. Obrać kierunek i ruszyć z buta przed siebie drogą długą i szeroką. Tonąc w słońcu, w strugach deszczu, we własnych myślach iść do przodu nie oglądając się za siebie... .

***

Co jakiś czas wraca do mnie przeżyta chwila zapadającego z wolna zmierzchu, gdzie rozmyte promienie słońca gasną z wolna pod naporem nadchodzącej nocy. W tle leniwych pól, tkwią nieruchomo wyrastające z ziemi, blaszane budy w których wypalano węgiel drzewny. Na samą myśl jego woń, mimo że to już kilka lat, ciągle drapie mnie w nozdrza. To chyba były okolice Łękini... .

2 komentarze:

  1. JA MAM PODOBNY OBRAZ W PAMIĘCI ALE DOTYCZACY INNEJ STRONY POLSKI ... BIESZCZADY!!! POZDRAWIAM :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Włóczykij, okazjonalny, czy nie, a włóczęga, to jakby dwie różne drogi do chodzenia. Dla włóczęgi nie ważny kierunek, ważna droga i że może nią iść. Dla włóczykija ważne, by wracać.
    Ty Kopaczu, pewnie masz gdzie wracać. Choć nie dostrzegam nic zachęcającego w dymie koło Łękni, dla Ciebie to sen o celu, sen o wędrowaniu.
    Nie mam miejsca, które mógłbym nazwać swoim. Nawet Polska jest mi miejscem tylko na pół życia. Nie ma miejsca, za którym bym tęsknił wpatrzony w odchodzący dzień, zwijając noc pod głowę do snu.
    Pozostanę włóczęgą.

    OdpowiedzUsuń