piątek, 12 lutego 2016

Aurea Mediocritas w wersji płynnej


Sam moment przełykania wywołuje pikantne drapanie w gardło i przyprawia o ekstatyczny dreszcz. I nie chodzi tu o jakąś tanią alpagę czy inny specyfik. Taką moc i fantastyczny smak ma w sobie wino Imbirowe. Wygrzebane gdzieś z zakurzonych, kurczących się stopniowo angielskich rarytasów, nieco mocno po terminie (bo ileż można wymagać od takiego rodzaju wina), daje nie lada frajdę dla podniebienia. Jako wielki miłośnik "Ginger Stuff" w jakiejkolwiek postaci tej rośliny, najbardziej upodobałem ją sobie w formie "płynno-winnej". I wielką szkodą jest, że w Polsce w takiej formie jest nie do zdobycia. Przynajmniej tak wynika z moich dotychczasowych półkowych poszukiwań po wszelkiego rodzaju sklepach, marketach i różnych spożywczych lumpeksach. Mam jednak nadzieję, że z duchem czasu ten fantastyczny trunek trafi na półki naszych sklepów. Bo nudną rzeczą jest wybiórcze sięganie po tzw:"imigracyjne" metody w celu jego nabycia. Zdrówko:)

2 komentarze:

  1. Zdrówko!
    Ja dzisiaj delektuję się winem macedońskim - niejaki Vranec rekomendowany przez ......... uuuuuuuuuu zapomniałam kogo :) to znaczy pamiętam kogo, ale nazwisko utopiłam.
    Lubię imbir. Najbardziej jako przyprawę do mięsa. A ściany w mojej kuchni mają kolor "hot ginger":D
    Uściski.

    OdpowiedzUsuń